exPress Dziennikarska Agencja Usługowa
   
  Stars - wywiady i zdjêcia
  ŻÓŁKOWSKA Joanna 10.2008
 

Rozmowa z aktorką Joanną Żółkowską

Moda jest marzeniem



Jak radzi sobie Pani w życiu codziennym z obowiązkami typowej kobiety?

- Staram się sobie to zorganizować. Posprzątać przychodzi pani, która mi pomaga.

Jakie typowo kobiece zajęcie lubi pani najbardziej?

- Lubię się stroić.

Według kanonów najnowszej mody, czy według własnego gustu?

- Tak po swojemu. Mam własne wyobrażenie o stroju, ale oczywiście też trzymam się w pewnym sensie mody. Nie lubię klasycznej elegancji, raczej wolę indywidualny styl, w którym widać osobę i jej charakter. Nie lubię być szarą myszką, wolę być kolorowym ptakiem. Lubię się tak ubierać, żeby ludzie mnie zauważali.

Ubiera się Pani czy raczej przebiera?

- Raczej to drugie. Albo raczej jestem na granicy ubierania i przebierania, a czasem ją nawet przekraczam.

Co musi mieć ,,w sobie‘‘ strój, żeby miała Pani ochotę go kupić?

- Nie wiem, nie umiem powiedziać. To jest tak jak z mężczyzną. Na jednego zwraca się uwagę, a na innego nie. Tak u mnie jest z ubraniami. Po prostu wiem, że to akurat będzie dla mnie. Szukam w rzeczach tego ,,czegoś‘‘, co mnie przyciągnie, zainteresuje, zafascynuje. Lubię wszystkie części garderoby, ich zestawianie, mieszanie, kombinowanie, zmienianie. Uwielbiam spódniczki, spodnie, marynareczki, a buciki i kapelusiki to już pasjami. Wszystko lubię.

To jaka jest Pani garderoba?

- Strasznie wielka. Powiem więcej - przerażająco wielka. Jest tam rzeczywiście bardzo dużo rzeczy.

A zdarza się Pani robić porządek i wyrzucać niepotrzebne ubrania?

- Oczywiście robię porządek i zdarza mi się wydawać niektóre rzeczy. Czasem spotykam ludzi w ubiorach, które oddałam i wtedy stwierdzam: no proszę, jakie ładne. Ale nie żałuję, że ma je kto inny.

Czy lubi Pani biżuterię?

- W zasadzie nie noszę i nie lubię. Mam słabość jedynie do kolczyków, których mam sporo.

Lubi Pani wchodzić do skleów i wybierać?

- Oczywiście, że tak, bo przecież muszę mieć się w co ubierać i przebierać. Muszę chodzić, bo muszę być zorientowana. Lubię chodzić, oglądać, dotykać. Uważam, że moda jest rzeczą pasjonującą. Gdzieś przeczytałam i zgadzam się z tym całkowicie, że moda jest marzeniem. Dzięki niej wiele można zmienić w swoim życiu.

Jak zakupy to tylko odzieżowe, czy bieganie też po innych sklepach?

- Nie. Tylko odzieżowe. Dla mnie zakupy to relaks, zabawa.

Przyjęło się uważać, że aktor żyje na walizkach, czy Pani też lubi wyjeżdżać?

- Lubię od czasu do czasu. Ale nie jestem zagorzałą fanką częstych i dalekich wyjazdów. Mam koleżankę, która w każdej chwili jest gotowa polecieć na koniec świata. Ja lubię posiedzieć sobie w domu. Nie goni mnie po świecie.

A to siedzenie w domu to relaks z nagami na kanapie, czy nadrabianie zaległości?

- W życiu staram się do niczego nie zmuszać. Nie mam teraz zbyt wielu obowiązków: wychowałam dziecko, jestem babcią, ale nie jestem zobowiązana, żeby niańczyć malucha. Uważam, że nie można cały czas sprzątać, albo cały czas leniuchować, więc rzucam się do sprzątania, jak mam ochotę. Nie jestem przesadną pedantką. Jak mam ochotę czytać książkę przez trzy dni, to ją czytam i wtedy nie sprzątam, a potem nagle myślę sobie - muszę zrobić porządek, bo jest bałagan i wtedy się za to zbieram. Nie stwarzam sobie sytuacji stresowych, że coś muszę. Życie ma być dla mnie przyjemnością.

I jest?

- Staram się, żeby było. Trzeba je tak ułożyć, żeby było w miarę przyjemne. Oczywiście na ile się da.

,,Zazdrość‘‘ Esther Vilar w reżyserii Moniki Powalisz, z którym gościła Pani niedawno w Scenie na Piętrze, to spektakl o stosunkach męsko-damskich, przyjaźni, nienawiści, miłości i tak można by wymieniać.

- Myślę, że jest to spektakl dla wszystkich. Dowcipna opowieść o zazdrości, która jest bardzo przewrotnym uczuciem. To także sztuka o uczuciach i czym one są w naszymżyciu. Tak naprawdę są najważniejsze, ale co my z nimi wyprawiamy!każdego rodzaju pobudzają nas do działania, obojętnie czy to jest miłość, czy zazdrość. Autorka bardzo słusznie zauważa, że kiedy zabraknie miłości, pojawia się zazdrość. Najważniejsze, żeby w życiu były uczucia, bo jak ich nie ma - staje się ono puste. Dobrze, kiedy dominują te pozytywne, ale negatywne też mogą nas napędzać do działania.

Jaka jest poznańska publiczność?

- Przed poznańską publicznością gra się świetnie. Chociaż muszę powiedzieć, że trochę się bałam, nie do końca wiedziałam, czy ta sztuka będzie się podobać. Okazuje się jednak, że takie właśnie spektakle są potrzebne, że widzowie wszędzie świetnie się bawią. Autorka jest lekarzem i na wszystkie sprawy patrzy analitycznym wzrokiem, bardzo pragmatycznie ogląda każdą postać. Mam wrażenie, że ona patrzy na świat rozumem opisując uczucia. To wybuchowa mieszanka. Dlatego to jest dowcipne, a jadnocześnie pokazane z dystansem. O tym chce się potem rozmawiać i wiele osób może odnaleźć cząstkę siebie. Takie jest po prostu życie.Scena na Piętrze to jedno z takich miejsc, o które się boję Miejsce z duszą, o które wszyscy powinni dbać. Takich scen jest bardzo niewiele, bo tak naprawdę przez lata tworzą je ci sami ludzie z wielką pasją i zacięciem.

Po spektaklu można było usłyszeć komplement pod Pani adesem: przyszedłem na Surmaczową z Klanu, a zobaczyłem aktorkę Żółkowską

- Ludzie myślą, że ja jestem taka właśnie jak Surmaczowa. To jest tak zawsze, jak się za dobrze gra. Nie mam nic wspólnego prywatnie z tą postacią i bardzo się cieszę, że widzowie zauważają różnice.

Nie przeszkadza Pani, że widzowie tak bardzo wierzą w to, co Pani gra?

- Nie przeszkadza. Nie chcę się tutaj chwalić. Wiem, że największą męką Janusza Gajosa było to, że co nie zagrał, to zrobił to tak dobrze, że wszyscy go utoższamiali z tą postacią i myśleli, że on taki właśnie jest. Mnie się to zaczyna przydarzać czasem, ale dopiero teraz. To jest rzeczywiście komplement, kiedy widz stwierdza, że przyszdł na serialową postać, a zobaczył kogoś zupełnie innego. Kłopot polega na tym, że często znają mnie tylko jako Surmaczową i dlatego jak oglądają w teatrze to się dziwią, że jestem tak bardzo inna.

Czym dla Pani są przyznawane przez publiczność nagrody?

- To bardzo miła rzecz. To wyraz docenienia. To każdemu jest potrzebne.

W Scenie na Piętrze publiczność siedzi bardzo blisko aktora, czy to nie przeszkadza?

- Absolutnie nie. Ja to lubię. Widzowie stają się partnerem. W ,,Zazdrości‘‘ to jest wpisane w scenariusz, że publiczość jest jakby czwartym uczestnikiem spektaklu.

Czy jest jakiś nowy spektakl, w którym będziemy mogli obejrzeć Panią być może także w Scenie na Piętrze?

- Teraz będziemy przygotowywać coś niebywale ciekawego. W Teatrze Powszechnym na Małej Scenie rozpoczną się niebawem próby spektaklu według powieści ,,Kieszonkowy atlas kobiet“. Adaptacji dokonał Waldek Śmigasiewicz. Na scenie pojawi się pięć osób i więcej nie zdradzę...

Aktor powinien być oczytany, znać sztuki w których grają koledzy, najnowsze filmy, a jednocześnie wiadomości polityczne.

- Taką wiedzę się po prostu nabywa. Rzeczywiście czytam bardzo dużo, staram się orientować w tym, co nowego pojawia się na rynku.

Jakie książki lubi Pani najbardziej?

- Obecnie doszłam do tego, że czytam prawie wyłącznie biografie i to nie tylko aktorów, wspomnienia, wywiady rzeki z ciekawymi osobami. Mniej mnie interesuje fikcja, a bardziej odzwierciedlone życie.

A filmy i spektakle?

- Oczywiście chodzę. Lubię dobre klasyczne przedstawienia, takie które są interesujące pod różnymi względami. Może być interesujący reżyser, czy tekst, albo gra ktoś kogo chcę zobaczyć. Różne mogą być powody. Teatr i film to jest część mojego życia i muszę i chcę się w tym orientować.

Mam wrażenie, że na życie patrzy Pani z lekkim przymróżeniem oka i dystansem.

- Tak właśnie jest. Staram się patrzeć nieco z boku. Lubię być obserwatorem.

Elżbieta Podolska

Fot. Archiwum Seny na Piętrze

Wszelkie prawa zastrzeżone Copyright ©exPress dziennikarska agencja usługowa

 

 

 
  Łącznie stronę odwiedziło już 10694 odwiedzający (26353 wejścia)  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja